Witam ponownie
i zapraszam na moja trzecia i ostatnia juz czesc
relacji z wyjazdu w Dolomity Wloskie.
Nasz dzien zaczelismy od bardzo wczesnej pobudki.
Ok. 5:30 kiedy jeszcze bylo ciemno na zewnatrz,
wsiedlismy do samochodu by przyjechac do Passo di Falzarego.
Na miejscu zarzucilismy plecaki na nasze plecy,
zalozylismy czolowki na glowy
i pognalismy przed siebie po dosc obloconym terenie.
Droga byla sliska, blotnista i bardzo nierowna
a po naszym wczesniejszym wypadzie do Tre Cime,
ja osobiscie bylam cala obolala tego ranka,
najbardziej wdalal mi sie we znaki moj plecak a dokladnie
moje obolale ramiona!
Nagle ten sam plecak wazyl o duzo za duzo.
Naszym celem tego ranka
bylo sfotografowanie wschodu slonca nad jeziorem widmo.
Niestety nie pamietam nazwy tego jeziora.
Pawel natomiast opowiedzial nam, ze to jeziorko znika
w bardziej suchym okresie, a pojawia sie po deszczach.
Jeziorka nie zastalismy na miejscu,
natomiast przywital nas bardzo kolorowy, przepiekny rozowy poranek
poblakalismy sie troche po okolicy by sfotografowac
troche urokow tego poranka.
Slonce wschodzilo ponad horyzont coraz wyzej,
a wraz z tym zmienialy sie kolory otaczajacego nas krajobrazu
U dolu, Wiking fotografuje pierwsze promienie slonca
odbijajace sie na szczytach gor.
Gdy slonce bylo juz na tyle wysoko by oznajmic ze nadszedl dzien
zebralismy sie spowrotem do samochodu
i wrocilismy do hotelu na przepyszne sniadanko.
Spakowalismy nasze walizki i wymeldowalismy sie z hotelu.
Ruszylismy w dluuuga podroz po bardzo kretych wloskich drogach.
Milajlismy tyle narciarskich stokow ze glowa boli!
Teraz rozumiem dlaczego wielbiciele zimowych sportow wybieraja stoki wloskie.
Tutaj jest ich od zatrzesienia, duzo przestrzeni no i te widoki!!!!
Pazdziernikowe stoki byly na szczescie wciaz puste,
wszystko bylo pozamykane, zadnego tloku i korkow na drodze.
Wszystko czekalo na pierwszy snieg i sezon zimowy.
Jednego nie moge sobie wyobrazic!
Ile ludzi musi tam byc zima!!!
Jak oni rozwiazuja problem parkingow,
toaltet, przepustowosci na tych, czasem, waskich i bardzo kretych drogach...
ot taka zagwozdka...
na szczescie nie jezdze na nartach, wiec nie musze sie nad tym
gleboko zastanawiac 😋
Jednym z naszych postojow byl postoj w Passo Giau.
Ponizej widok na Marmolade, najwyzszy masyw gorski Dolomitow
o wysokosci 3343m npm w polnocno-wschodniej czesci Wloch
oraz lodowiec Ghiacciaio della Marmolada
Dwa pstryki z telefonu:
Wieczorkiem zameldowalismy sie w Hotelu
Gasthof Walter von der Vogelweide,
ktory byl popularnym zajazdem w XIV wieku.
Pozniej dzialal za publiczna laznie,
a w XV wieku zostal przeksztalcony w dom prywatny.
Front domu, zdobi obraz lokalnego malarza
Hansa Klausnera Rabensteinera.
Jako ciekawostka, od 1979 roku
Rodzina Rabensteiner (drugie pokolenie)
prowadzi dzis ten hotel.
Goraco polecam, czysto, wygodnie, smacznie
i bardzo klimatycznie.
Po zameldowaniu sie w Zajezdzie
czas bylo wyskoczyc na miasto, by cos przekasic.
I tu zaczal sie wloski problem!
SJESTA!!!!
i to jaka dluga! bo czasem od 15.00-19:00
Masakra!
Musielismy szukac lokali, ktore prowadza obcokrajowcy.
Udalo nam sie trafic do lokalu prowadzonego przez Azjatow.
Mimo sjesty/przerwy przyjeli nas do srodka.
Zamowilismy pizze, mieli tez suhi, ale jakos nie mialam na nie ochoty.
Co ciekawe pogoda tego dnia byla przepiekna,
26 stopni!
LATO!!!
📸📸📸
Oczywiscie wieczor bylby stracony,
gdybysmy nie wyruszyli w kolejny plener.
Zachod slonca planowalismy sfotografowac w Passo Erbe:
A tu maly instruktarz Karola
Widzicie u dolu te pare ktora akurat tamtedy przechodzila?
Mialam tu mala niespodzianke.
Otoz statywy rozstawione, my gotowi na fotografowanie.
Ja czekam az te dwie osoby sobie przejda... ale ida tak wolniutko ze,
tak sobie na glos do siebie mowie,
"no idzcie idzcie, bo chce zrobic zdjecie"
i wiecie co?
w odpowiedzi szlysze:
"idziemy, idziemy, zaraz zrobisz sobie to zdjecie..."
Ale wtopa!
Lekcja na przyszlosc...
niegdy nie wiesz, czy nie wpadniesz na rodaka...!!!
🤣
Na szczescie para ta byla bardzo mila,
przyszli sie przywiac i zapytac skad jestesmy.
Okazalo sie to Polka ktora mieszkala tu od lat na stale
a jej partner to rodowity Austriak.
ehhhh, jaki czasem ten swiat maly 😄
Janusz i Iwona z naszej grupy,
Po wieczornym plenerze, byl czas na kolejny warsztat
z Karolem Nienartowiczem.
Tym razem Karol podzielil sie wiedza na temat filtrow
do fotografi krajobrazowej.
🍀❤️🍀
Rankiem kolejnego dnia, wybralismy sie na wschod slonca
do Alpe di Siusi.
Jak zwykle wyruszylismy w droge wczesniutko, kiedy wciaz bylo ciemno.
Dosc spory kawalek trzeba bylo pokonac by tam dojsc,
na szczescie bylo plasko i rowno.
Ranek tego dnia byl zimny, minusowy a sciezki zmarzniete na kosc.
Troszke mnie tam wymrozilo,
bo wzielam niskie buty przed kostke,
a moglam wskoczyc w wyzsze i cieplejsze trapery,
wytrzymalabym wtedy troche dluzej na tych polach.
hmmm, tego ranka brakowalo mi w tym miejscu mgielek,
ktore widzialam u innych fotografow i na ktore tak bardzo liczylam.
Podrugiej stronie oszronionego pejzazu, slonce zaczelo juz muskac szczyty.
Zmarzlam tak, ze nie doczekalam slonca nad wierzcholkami gor.
Pognalam do pobliskiej restauracji, by sie zagrzac i zjesc gorace sniadanie.
Ci wytrwalsi z grupy stali tam jeszcze dobra godzine,
czekajac az slonce wyjrzy zza wierzcholkow gor.
Bylo wczesnie, jeszcze przed otwarciem restauracji,
ale personel widzac mnie zmarznieta zaprosil mnie do srodka.
Podczas gdy ja zajadalam sie domowymi frykasami
w przytulnej rodzinnej restauracji Sanon,
kolejni zmarznieci fotografowie naszej grupy zaczeli sie schodzic,
by rowniez sie zagrzac i cos smacznego przekasic.
A gdy sloneczko juz bylo dosc wysoko ponad szczytami,
czas bylo pozegnac sie z ty przepieknym i malowniczym miejscem
i ruszyc w droge powrotna do naszego uroczego Zajazdu.
🍀❤️🍀
Kolejnym mocnym punktem wyjazdy byl tego dnia wieczorny wyjazd
do Doliny Vall di Funes.
Pierwszy postoj
by sfotografowac kosciolek St.Johann w Ranui.
Mieslismy szczescie, bo przyjechalismy na miejsce
tuz przed innymi fotografami.
Po ok 10-15 minutach fotografowania zrobilo sie cholernie tloczno!
Czym predzej ewakulowalismy z tego miejsca sie na pobliskie wzgorze,
by uchwycic ten sam kosciolek tylko z wyzszej perspektywy.
Robienie zdjec zoomem i trzymaniem filtrow w rece
wkurzalo mnie strasznie!
Pamietacie problem z holderem z pierwszego posta?
No wlasnie ten siedzial wciaz na mojej 14-tce
Jakos trzeba bylo sobie z tym problemem poradzic, nic innego nie moglam wymyslec
jak samemu robic za holder 🤪.
A to moje ulubione miejsce, poza Tre Cime,
to kosciolek St.Maddalena w dolinie Vall di Funes..
Droga w to miejsce szla pod gore,
znow trzeba bylo sie troszke nameczyc, nasapac by tam dojsc.
Na miejscu niezly szok,
bo sporo fotografow juz biegalo tam ze swoimi statywami.
Tak to wygladalo od zaplecza!
Oto kilka moich ulubionych jesiennych ujec z tego wieczoru:
To byl nasz ostatni dzien we Wloszech.
Wieczor spedzilismy na warsztatach z Karolem, tym razem
kazdy z nas mial wybrac kilka zdjec z tej wyprawy,
by poddac je konstruktywnej krytyce.
Karol pokazal nam rowniez kilka przydatnych trikow w programie Lr i Ps.
🍀❤️🍀
Po obfitym sniadaniu,
dnia nastepnego czekala nas dluga droga powrotna.
Najpierw do Austrii, a tam nasz ostatni nocleg,
poranne fotografowanko w juz odwiedzonym przez nas miejscu Hallstatt
a potem droga do domu, najpierw do Polski,
a dla nas oznaczalo to dodatkowa noc w Sosnowcu, by rankiem
dojechac do Krakowa i stamtad doleciec przez Oslo do Molde.
Rankiem w Hallstatt postanowalilam,
ze sfotografuje miasteczko a wlasciwie te jego ladna architekture.
Ranek niestety byl ciemny i pochmurny.
Moglabym rozjasnic wszystkie zdjecia,
ale nie oddaloby to klimatu tegoz poranka.
To tyle relacji z ostatnich naszych dni z wyjazdu w Dolomity.
Do domu wrocilismy cali i szczesliwi,
bogatsi w nowe znajomosci,
zdjecia oraz historie odwiedzonych miejsc.
To byl wspaniale i dobrze spedzony czas.
Jeszcze raz chcialabym podziekowac Pawlowi Pardala (AVENTURE.PL)
za wspaniale zorganizowany wyjazd,
bezpieczna i komfortowa jazde w te wszystkie urocze miejsca,
a Karolowi Nienartowiczowi za interesujace warsztaty,
opowiedziane ciekawe historie,
no i za ksiazke z autografem, ktora moglam na tej wyprawie kupic.
A Wam czyletnikom,
zycze rownie ciekawych wyjazdow.
Niedlugo moje urodziny,
moim najwiekszym zyczeniej jest - stala praca!🍀
Nie wspomnialam wczesniej, ale po porwocie z Dolomitow,
dowiedzialam sie, ze w firma w ktorej dotychczas pracowalam
nie ma dla mnie wiecej pracy 😰.
A to oznacza dla mnie ciezki okres,
czas stresu i niepewnosci.
Ograniczenie wydatkow i wyjazdow 🤕
Trzymajcie kciuki...
zycze milego wieczoru