Miłość nie boli. Ból sprawiają ludzie, którzy nie potrafią kochać... Love doesn't hurt. Pain is caused by people who cannot love...

TRANSLATOR

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty

2024-11-22

Echhh ta zima.... / Why did it snow?!

 


Kurcze, nasypało nam tego białego,
nikt tego nie zapraszał,
No ale jak już tak szybko przyszło,
 to pewnie i szybko odejdzie.


Poszłam sobie dziś przed pracą na spacer do lasu z aparatem,
z nadzieją, że może jakieś ciekawe kadry mi wpadną.


szału nie ma, 
światło było do bani


ale jak widzicie kolorki jeszcze się trzymają mocno gałęzi.
Popadało też wielgachnym śniegiem,
mokrym na dodatek!


I pewnie zanim wyjdę do pracy, 
będzie niezła plucha z tego.

Z nudów, 
trzęsłam i kręciłam aparatem 😂



Ale się dobrze dotleniłam, no i przeszłam kilka kilometrów 
w głębokim mokrym śniegu,
co odczuły moje łydki.



Im bardziej w głąb lasu, tym ciemniej się robiło.


Wiatr zaczął strącać śnieg z drzew





Szkoda, że słoneczka nie było



A tu jesień kontra zima,
walczą łeb w łeb.



O dziwo,
 można znaleźć jeszcze zielone liście na drzewach!


Kochani, ja uciekam już do pracy
a Wam życzę
przyjemnego dnia.


Byle do wiosny 😅

SERDECZNOŚCI 💙











 

2024-11-14

Listopad, ehhh już na minusie 😟


Brrrrrr
ZIMNOOOOO dziś 😱
nawet pisać postów mi się nie chce.
To czas, kiedy ja osobiście zwalniam,
w ręku będzie teraz coraz częściej książka i gorąca herbatka

I tak... do końca zimy




Trzymajcie się cieplutko,
a jutro postaram się wrzucić 
moją ostatnią relację z Sycylii,
także będzie znacznie cieplej 😊





A na te chłodne dni,
najlepsza jest
 filiżanka gorącej herbaty
i...
wspomniana książka !👌


Miłego dzionka
😘

 

2023-10-26

Biegać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej 😉



Jesień zrobiła się trochę psotna.
Raz słońce, raz deszcz a raz ciężkie chmury i wietrzysko.

Dziś wiało i było szaro, ale wiało bardzo przyjemnym ciepłym wiatrem.
Taki wiatr to ja lubię, 😊
dodaje mi energii i siły,
pozwala głęboko oddychać, muska twarz
i szepcze do ucha: dasz radę! Biegnij dalej...




Przede mną ostatni zakręt, mam taką nadzieję...
i liczę, że w nowy rok wejdę już na prostą drogę!
Jutro odbieram ostanie (wierzę w to!) wyniki laboratoryjne, 
które mam nadzieję będą B.DOBRE.

Wiecie?
przez ten ostatni rok nauczyłam się nie oczekiwać za wiele,
zarówno od siebie jak i od innych,
przyjmować to, co daje los i nie zamartwiać się rzeczami, na które nie mam wpływu,
nie planować, bo wiem jak szybko może runąć cały mój świat, 
który budowałam, dbałam i który polubiłam, nawet jeśli nie do końca był idealny.
Zwolniłam tak bardzo, bo wierzyłam, że to pozwoli mi się zregenerować
zwłaszcza od tej strony psychicznej. 
Tylko nie miałam pojęcia, że tym razem zabierze mi to tak dużo czasu!



Już wspomniałam kiedyś w innym poście, że zaczęłam biegać.
No może bieganiem, jeszcze by tego nie nazwała,
ale lekki jogging już owszem poczyniam.

Pamiętam jak w czerwcu tego roku, przyszła przepiękną pogoda,
 czułam się wtedy w miarę dobrze, 
i naszła mnie chęć, by spróbować biegania.
18 kg mniej znacznie te sprawę miało mi ułatwić...

Ale... pamiętam jakiego doznałam potwornego rozczarowania,
bo kazało się, że ta moja kondycja fizyczna jest totalnie do bani.
Po zaledwie 3-4 minutach biegu,
dostawałam kolki, zadyszki takiej, że nie potrafiłam złapać tchu.
a cała twarz była czerwona jak u Indianina, 
Umysł chciał, a ciało nie mogło.

Zaczęłam więc chodzić na spacery. 
Prawie cały czerwiec chodziłam
dzień w dzień na długie i szybkie spacery, 
by przejść minimum 10.000 kroków.

Pierwszy trucht w lipcu na 6,5km z wieloma odpoczynkami
zaliczyłam w 1 godzinę 😱.
Nie ma się czym chwalić, ale dla mnie był to
duży sukces i jakaś iskierka, że jednak da się chyba z tym powalczyć.


Minęły 3 miesiące i trzy dni temu zaskoczyłam sama siebie,
bo przebiegłam aż 12 km, bez ani jednego przystanku na odpoczynek. 
I powiem wam, truchtam sobie bardzo nieregularnie,
Raz na tydzień, czasem rzadziej.

Dziś natomiast potruchtałam jeszcze szybciej niż ostatnio.
💪💪💪


Medal też jest 💪





I wiecie co jest w tym najlepsze?
Że widzę postępy i lepsze wyniki, ale nie wyniki mnie tu interesują,  
bo nie dlatego zaczęłam biegać,
to moja kondycja, wracam do formy💪 😊


Dziś biegam dla przyjemności.
Nauczyłam się oddychać i już się tak potwornie nie męczę.
Zakupiłam też lepsze buty do biegania po asfalcie.
Mam nadzieję te kondycję utrzymać, a nawet poprawić.
Tylko jeszcze nie wiem jak ten sport ugryźć zimą.

Co mi daje to bieganie, oprócz dzikiej satysfakcji w pokonywaniu 
swoich kolejnych barier?
Czystą głowę!!!

To niesamowite, jak psychicznie mimo dużego wysiłku fizycznego,
moja głowa odpoczywa.
Biegając i słuchając muzyki nie myślę o niczym...
tzn tak myślę, że nie myślę...

Staram się skupić na czymś pozytywnym.
To może być zapach jesieni,
ten ciepły wiatr muskający twarz,
kolorowe liście na ścieżce, którą biegam,
fajna muza, która wywołuje jakieś 
miłe i przyjemne wspomnienia.
Nawet się nad tym głęboko nie zastanawiałam.
Przybiegam do domu, zmęczona, ale szczęśliwa.

Czytałam kiedyś, że podczas biegu uwalniają się endorfiny.
Dziś to wiem, przetestowane na własnej skórze 😍

Także, jeśli nigdy nie biegałeś,
i tak jak ja kiedyś, uważasz że to nie dla ciebie...
to mogę ci szepnąć na ucho,
że możesz się cholernie mylić.
No i oczywiście nie dowiesz się tego, dopóki sam nie spróbujesz.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak ważny jest ruch na świeżym powietrzu,
i wysiłek fizyczny w stanach depresji i załamania nerwowego.


I na koniec cytat Louisa Armstronga:

"UCZYŃ Z KAŻDEJ PRZESZKODY SWOJĄ SZANSĘ".



D O B R A N O C   🌙





2023-10-01

Maszerujemy dalej. Czechy - Jeseníky i Praděd


Witajcie, 
dzień doberek, lub dobry wieczór
w zależności o jakiej porze dnia mnie czytacie.
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku,
zdrowie i humor dopisuje.

Dziś mam trochę zdjęć z kolejnego wyjazdu trekkingowego,
tym razem wybór padł na czeską stronę.

Lubię odwiedzać nowe miejsca,
te miejscowe i poza miejscowe.
A fajna sprawa, jak można wyrwać się też za granicę.
Ta czeska i słowacka jest dość blisko,
i na szczęście z ogromną możliwością
zwiedzenia terenów górskich.
Co mi bardzo na rękę.
No i nawet podobają mi się te ich regiony.


Pobudka w sobotę wcześnie rano, 
podobnie jak przy poprzednich wyjazdach,
plecak i sprzęt spakowany dzień przed, 
by rano oczywiście czegoś w pośpiechu nie zapomnieć
ale...
patrzę rano za okno a tam... pada!
A miało nie padać.
No to szybko sprawdzam pogodę w Czechach i okazuje się
że i tam też ma pokropić z rana, ale potem ma się rozchmurzyć.

Jednak moja kobieca intuicja,
zapakowała jeszcze na wszelki wypadek pelerynę,
gdyby pogodzie się zachciało zrobić psikusa.

W drodze do Czech padało, nie mocno ale 
 mgły i mżawka spowiły całkowicie tereny w drodze.

A tu widać ile było niewiadać!



Ręce załamałam, bo liczyłam na boskie widoczki gór,
a tu taki ZONK!

Na Pradziada 1491m n.p.m.
droga łatwa, podejście asfaltowe,
prawie jak na Morskie Oko.
Jakieś 3 km z Karlowej Studanki.
Pogoda parszywa!
Mżawka, mgła i zimny wiatr


Doszliśmy na szczyt w rekordowym tempie.
A na samej górze musieliśmy odczekać z 2 godziny, by się rozpogodziło.
Na szczęście restauracja była czynna, mogliśmy się wysuszyć, zagrzać,
wypić coś ciepłego i przy okazji się posilić.

Nad restauracją znajduje się wieża telewizyjna o wysokości 146 m.
Jest tam również punkt widokowy (na 73 m) który jest dostępny dla turystów.
Zdjęcie wieży z internetu, bo my tej wieży dojrzeć w tej mgle nie mogliśmy.
A tym samym, nie było  też sensu wjeżdżać na górę, 
bo widoków w ten dzień było brak.
Tak wygląda wieża w okazałości w normalny dzień,


a tak wyglądała wczoraj  😂
Za moimi plecami 
wieża jakby kto nie widział 🫣


a tu ledwie można było dostrzec jej dolną część...
no cóż, pogody zamówić się niestety wciąż nie da.


Na szczęście, w drodze powrotnej z Pradziada
zaczęło się przejaśniać

Widzieliście kiedyś takie dziwne znaki, 
pewnie zjeżdżają na rowerach w dół na łeb na szyje 😂😂😂





Powolutku zaczęły się wyłaniać pojedyncze drzewa, 
a później cały las



Słońce próbowało się przebijać przez gęstą mgłe. 
Dobrze, że w kolejnym etapie wędrówki 
pogodna znacznie nam się poprawiła 
i już z dobrymi humorami
wędrowaliśmy dalej przepiękną Doliną Białej Opawy.



Niebo wciąż pozostawało zasłonięte,
ale widoczność poprawiała się z minuty na minutę.
Mogłam więc wyciągnąć aparat
i zatrzymać te chwile dla siebie.




Tu i ówdzie, nieśmiało pokazywały się
pierwsze jesienne kolorki





Na szczęście tłumów tak wczesnym rankiem nie było,
myśle, że to dzięki tej paskudnej pogodzie z rana,
wielu odpuściło sobie wędrówki w mgle po mokrych, śliskich szlakach.



No i powiem Wam, że doczekaliśmy się też słoneczka.
Świat od razu nabrał kolorów i życia 😍




Temperatura się podniosła i było już przyjemnie
wędrować przez kolejnych kilka godzin
po czystych i niezatłoczonych szlakach górskich.





Można było się naprawdę zrelaksować
słuchając po drodze wodospadów,
czy szemrzących strumieni.

Ale należało wciąż zachować czujność, 
bo drewniane kładki były mokre od deszczu
i bardzo śliskie, więc trzeba było na nich bardzo uważać 
by się nie rozjechać.










No i nie ma to jak radosna ekipa 😉








Przedreptaliśmy w ten dzień nie mało,
bo ponad 26 000 kroków.



Nogi bolały. 
Na szczęście kondycja moja jest coraz lepsza
i ból znika już na dzień następny.

Głowa przewietrzona, 
akumulatorki podładowane na kolejne dni.
Teraz czeka mnie zakuwano do egzaminu 😵‍💫
Trzymajcie kciuki.
Coś czuję, że łatwo nie będzie.

Pozdrawiam cieplutko,
życzę zdrówka.


S E R D E C Z N O Ś C I  💛