Witajcie,
dzień doberek, lub dobry wieczór
w zależności o jakiej porze dnia mnie czytacie.
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku,
zdrowie i humor dopisuje.
Dziś mam trochę zdjęć z kolejnego wyjazdu trekkingowego,
tym razem wybór padł na czeską stronę.
Lubię odwiedzać nowe miejsca,
te miejscowe i poza miejscowe.
A fajna sprawa, jak można wyrwać się też za granicę.
Ta czeska i słowacka jest dość blisko,
i na szczęście z ogromną możliwością
zwiedzenia terenów górskich.
Co mi bardzo na rękę.
No i nawet podobają mi się te ich regiony.
Pobudka w sobotę wcześnie rano,
podobnie jak przy poprzednich wyjazdach,
plecak i sprzęt spakowany dzień przed,
by rano oczywiście czegoś w pośpiechu nie zapomnieć
ale...
patrzę rano za okno a tam... pada!
A miało nie padać.
No to szybko sprawdzam pogodę w Czechach i okazuje się
że i tam też ma pokropić z rana, ale potem ma się rozchmurzyć.
Jednak moja kobieca intuicja,
zapakowała jeszcze na wszelki wypadek pelerynę,
gdyby pogodzie się zachciało zrobić psikusa.
W drodze do Czech padało, nie mocno ale
mgły i mżawka spowiły całkowicie tereny w drodze.
A tu widać ile było niewiadać!
Ręce załamałam, bo liczyłam na boskie widoczki gór,
a tu taki ZONK!
Na Pradziada 1491m n.p.m.
droga łatwa, podejście asfaltowe,
prawie jak na Morskie Oko.
Jakieś 3 km z Karlowej Studanki.
Pogoda parszywa!
Mżawka, mgła i zimny wiatr
Doszliśmy na szczyt w rekordowym tempie.
A na samej górze musieliśmy odczekać z 2 godziny, by się rozpogodziło.
Na szczęście restauracja była czynna, mogliśmy się wysuszyć, zagrzać,
wypić coś ciepłego i przy okazji się posilić.
Nad restauracją znajduje się wieża telewizyjna o wysokości 146 m.
Jest tam również punkt widokowy (na 73 m) który jest dostępny dla turystów.
Zdjęcie wieży z internetu, bo my tej wieży dojrzeć w tej mgle nie mogliśmy.
A tym samym, nie było też sensu wjeżdżać na górę,
bo widoków w ten dzień było brak.
Tak wygląda wieża w okazałości w normalny dzień,
a tak wyglądała wczoraj 😂
Za moimi plecami
wieża jakby kto nie widział 🫣
a tu ledwie można było dostrzec jej dolną część...
no cóż, pogody zamówić się niestety wciąż nie da.
Na szczęście, w drodze powrotnej z Pradziada
zaczęło się przejaśniać
Powolutku zaczęły się wyłaniać pojedyncze drzewa,
a później cały las
Słońce próbowało się przebijać przez gęstą mgłe.
Dobrze, że w kolejnym etapie wędrówki
pogodna znacznie nam się poprawiła
i już z dobrymi humorami
wędrowaliśmy dalej przepiękną Doliną Białej Opawy.
Niebo wciąż pozostawało zasłonięte,
ale widoczność poprawiała się z minuty na minutę.
Mogłam więc wyciągnąć aparat
i zatrzymać te chwile dla siebie.
Tu i ówdzie, nieśmiało pokazywały się
pierwsze jesienne kolorki
Na szczęście tłumów tak wczesnym rankiem nie było,
myśle, że to dzięki tej paskudnej pogodzie z rana,
wielu odpuściło sobie wędrówki w mgle po mokrych, śliskich szlakach.
No i powiem Wam, że doczekaliśmy się też słoneczka.
Świat od razu nabrał kolorów i życia 😍
Temperatura się podniosła i było już przyjemnie
wędrować przez kolejnych kilka godzin
po czystych i niezatłoczonych szlakach górskich.
Można było się naprawdę zrelaksować
słuchając po drodze wodospadów,
czy szemrzących strumieni.
Ale należało wciąż zachować czujność,
bo drewniane kładki były mokre od deszczu
i bardzo śliskie, więc trzeba było na nich bardzo uważać
by się nie rozjechać.
No i nie ma to jak radosna ekipa 😉
Przedreptaliśmy w ten dzień nie mało,
bo ponad 26 000 kroków.
Nogi bolały.
Na szczęście kondycja moja jest coraz lepsza
i ból znika już na dzień następny.
Głowa przewietrzona,
akumulatorki podładowane na kolejne dni.
Teraz czeka mnie zakuwano do egzaminu 😵💫
Trzymajcie kciuki.
Coś czuję, że łatwo nie będzie.
Pozdrawiam cieplutko,
życzę zdrówka.
S E R D E C Z N O Ś C I 💛
1 komentarz:
Bardzo pięknie opisałaś tę wycieczkę po przeplatane z pięknymi fotkami miło było przenieść się do tych chwil
Prześlij komentarz