Czas leci jak szalony.
Znowu mam braki na blogu!
Juz sie zaczynam zastanawiac, czy to nie starosc mnie przypadkiem dopadla,
i ze moze nie nadazam za tym pedzacym zyciem.
Albo takie czasy, gdzie tempa nabralo doslownie wszystko.
Nie wiem.
Martwie sie.
Od nowego roku jestem znow bez pracy! Nie musze chyba nikomu mowic
ile stresu i niepewnosci wnosi to do mojego zycia.
Zima to tez taki okres gdzie z czlowieka ucieka energia jak z peknietego balonika.
I jakos nie mam recepty na to, jak te energie spowrotem odzyskac.
Pod koniec roku bylam bardzo zmeczona.
Przyplatalo mi sie znow zapalenie oka,
dodatkowo nabawilam sie zapalenia w lokciu (lokiec tenisisty),
z ktorym walcze juz ponad 3 miesiace.
Dopadly mnie rowniez inne drobne dolegliwosci utrudniajace normalne funkcjonowanie.
Jak zwykle wszystko sie skumulowalo w jednym czasie.
Lokiec dokucza tak bardzo ze nawet fotografowanie lezy odlogiem.
Sporadycznie wyciagam aparat, a gdy juz pobiegam z nim troche,
odchorowuje lokiec tak bolesnie, ze nawet kubka kawe nie moge uniesc!
Dzis czuje sie zdziebko lepiej.
Odespalam nieprzespane wczesniej noce,
odpoczelam fizycznie i mentalnie od spraw zawodowych.
Mam teraz duzo wolnego czasu, za to energii doslownie na kilka godzin.
Tego posta dzis tez pisze walczac ze slowami.
Zmuszam sie, by wychodzic z domu na dlugie spacery,
by przejsc minimum 10.000 krokow dziennie.
Nie mam apetytu, ale to mnie nie martwi,
bo chetnie zrzucila bym nadmiar kilogramow.
Za to martwi mnie to, ze moglabym spac calymi dniami.
SAD (Seasonal affective disorder) daje mi w kosc!
No dobrze, dosc juz narzekania.
Jedno mnie cieszy i to bardzo,
mianowicie to, ze mieszkam w naprawde ladnym miejscu.
Ze nie slysze ruchu ulicznego, wyjacych syren, samochodow, krzykow i innego halasu.
Mieszkanie na wsi, w srodku natury ma swoje "lecznicze wlasciwosci".
I chyba nie wyobrazam juz sobie zycia w miescie...
No i zobaczcie jakie piekne widoki zza okna (zdjecie u gory).
Zima do nas zawitala. I musze nawet przyznac ze pogoda od pazdziernika do teraz jest
DOBRA. Mielismy tylko 2 mocniejsze sztormy,
a Boze Narodzenie obeszlo sie bez wiatrow, huraganow.
To moje pierwsze Boze Narodzenie od 6 lat, kiedy w okresie swiateczym nie bylo sztormu!
I musze przyznac ze sztormow jak do teraz nie ma.
I niech tak pozostanie.
Powiedzialabym nawet ze jak na Norwegie w moim regionie,
pogoda jest niesamowicie dobra.
Nie padalo az tyle, nie wialo i nie wieje, mowie tu o wietrze ok 5-6m/sek. i silniejszym.
Uwielbiam spacerowac po plazy Farstastranda.
Juz pisalam wczesniej ze szum morza uspakaja we mnie wszystko.
Moge tam godzinami spacerowac, albo nawet siedziec i tylko sie gapic na fale.
Mecze sie wtedy okropnie, a nastepny dzien staje sie jeszcze trudniejszy do przezycia.
Ale....sa noce kiedy szwedam sie po domu w pizamie,
i zauwazam na niebie takie oto cuda.
Ostatnimi czasy, nawet juz nie wyciagam aparatu,
nie biegam zestresowana by go na czas wyjac, ustawic statyw i za wszelka cene
zrobic dobre zdjecie.
Zamiast tego, przysuwam krzeslo do okna,
zarzucam na siebie cieply welniany koc
i w ciszy chlone cala soba te zielona pozaziemska energie.
Czekam na dzien, w ktorym slonce bedzie wyzej na niebie.
Na tyle wysoko, by promienie dosiegly nasz dom.
Jak juz wczesniej pisalam, do marca okala nas cien gory, a slonce czesto swieci,
jest pojechanie na Droge Atlantycka.
parujaca woda... uwielbiam takie klimaty.
przylatujacym ptakom do naszego karmika.
A jak sie ma duzo szczescia to i nasz Rudy Kitek moze sie pokazac.
Ostatnio chyba byl bardzo glodny bo sie mna wcale nie przejmowal.
Moglam podejsc doslownie na 2-3 metry i go sfotografowac.
Problem najwiekszy byl w tym,
ze lubial wisiec do gory nogami i podjadac slonecznik.
A ja czekalam na jakas ladna pozycje siedzaca :)
Nie dajcie sie wirusowi, przygnebieniu czy depresji.
" i nawet najwieksza zmija, przemija"
💕