Zostalam zaproszona do Onusy na tajlandzka kolacje: Mowi mi "bedzie grill". To sobie mysle: no to chyba wymarzne tym razem, bo pogoda u nas wciaz nie na grila, snieg lezy wokol, wszakze slonce dzis u nas bylo, ale nie grzalo na tyle by grilowac!
Nic bardziej mylnego! Grill byl i to w domu, a w domu temperatura 26 stopni :) tez tajlandzka :) Jedzenie pyszne, roznego rodzaju kawalki miesa: boczek, watrobka, wieprzowina, cielecina, osmiornice, kalmary i krewetki. Duzo tajlandzkich warzyw, grzybow i owoce . O nazwy nie pytajcie bo nie pamietam.
Jedzonko bardzo smaczne. Sos na poczatku wydawal mi sie BARDZO ostry ale po pol godziny stracilam czucie i bylo ok :) Podjadalismy sobie tak przez ponad 2 godziny.
Co mi sie podobalo, ano to, ze kazdy grillowal sobie co chcial i ile chcial. Jedzonko gorace i nie styglo na talerzu. Bardzo dobre warzywa, ktore sobie plywaly w rosolku w tym dziwnym "grillowniku".
Co mnie sie nie podobalo, to to ze caly dom pachnial grillem, ja zreszta tez.
Mysle ze moja opcja to opcja na dworze :)
Samo naczynie do "grilowania" godne polecenia... hmmm tylko gdzie je kupic? Trzeba sie bedzie wybrac do Tajlandii :)
Kolorowy zawrot glowy - deser: mleko kokosowe, to zolte bylo slodkie, to czerwone bez smaku i o zelowatej konsystencji, to samo z tym czarnym cusiem. To biale to tez jakis owoc slodki.
calosc wymieszano mi z kawalkami kruszonego lodu plus lody smietankowe. Zabeltano i podano :))))) tak:
2 komentarze:
Det ser nå godt ut da :))
Wygląda ciekawie! :)
Prześlij komentarz