Miłość nie boli. Ból sprawiają ludzie, którzy nie potrafią kochać... Love doesn't hurt. Pain is caused by people who cannot love...

TRANSLATOR

2019-11-08

Wloskie Dolomity / Autumn trip to the Dolomites / Höstresa till Dolomiterna (Part 2)

Tre Cime di Lavaredo



Witam ponownie,
dzis czas na relacje z kolejnych wypraw, 
tym razem  Dolomitow wloskich.

Jak wspomnialam w poprzednim poscie Wiking ostatniego wieczoru nie czul sie najlepiej.
Jeszcze gorzej bylo w nocy. 
Na wczesno-poranna wyprawe musial pozostac w hotelu,
 bo mial zawroty glowy, bylo mu slabo i nie wytrzymalby pewnie 
jazdy tymi kretymi wloskimi drogami.
Takze Wiking zostal w hotelu by nabrac sil, a my pognalismy
jeszcze w ciemnosciach poranka do miejscowosci 
Lago di Baies.

Zapewnie widzieliscie kadry z tego miejsca z przepieknie
gladka tafla wody, lodeczkami i gorami w tle.

Pogoda tego ranka byla taka sobie, 
mielismy nadzieje na wschod slonca i troche kolorkow na niebie ale sie nie doczekalismy.

Zdjecia robilismy z takiego domku na palach, 
ktory stal na plazy i do ktorego trzeba bylo sie wspiac.
Karol opowiadal ze w tym roku woda byla plytka i latwo bylo nam tam wejsc,
ale rok temu bylo duzo wody, i wejscie bylo od innej strony.
Opowiadal ze bylo bardzo slisko, i nawet przyplacil to rozerwaniem gatkow.

oto kilka zdjec z tej okolicy:

Mielismy szczescie, bo bylismy pierwsi na miejscu
 i moglismy zajac najlepsze miejsca do fotografowania.

Pierwsze zdjecie robione jeszcze podczas niebieskiej godziny.
Usunelam z niego rowniez te dziwne drewniane rzeczy,
 ktore widzicie w wodzie na drugim zdjeciu. 
Nie jestem mistrzem photoshopa i troche takie operacje zajmuja mi czasu,
takze dalam sobie spokoj z kolejnymi zdjeciami, 
i pozostawilam je w oryginalnej wersji.




Drugie zrobione troche pozniej, gdy swiatlo nabralo cieplejszych tonow.
Nasza kolezanka Iwona zapozowala nam na pomoscie, 
co ladnie pomoglo oddac wielkosc i perspektywe tego miejsca.



A tu dla ciekawostki, 
to ten domek na palach z ktorego fotografowalismy lodeczki.
Jak widzicie slonce w tym dniu nie wyszlo.
Bylo dosc ciemno i szaro.


Po porannym plenerze wrocilismy do hotelu na sniadanie.
Wiking byl juz na nogach, po sniadaniu i powiedzial, ze czuje sie duzo lepiej.

Po sniadaniu, zapakowalismy sprzet, zabralismy prowiant
i pojechalismy na calodniowa wycieczke w poludniowe Alpy.

Tre Cime di Laverdo (Trzy Szczyty Laverdo), 
bylo naszym celem.

Ponizej opis i wysokosc kazdego ze szczytow:


zd.wlasne

Zanim jednak tam dotarlismy, musielismy przejsc przez przelecz.
Nie bede sie duzo rozpisywac o ponad 2 godzinnym trekkingu w jedna strone,
dla mnie byl to spory wysilek, 
bo nie czesto chodze z ciezkim plecakiem po gorach.
Ta wyprawa jednak uswiadomila mi, 
ze moja kondycja fizyczna jest po prostu do bani!
Trzeba bedzie cos z tym zrobic!

ale po koleji,


Trekking zaczelismy przy pieknej slonecznej pogodzie.
Pierwsze kilometry byly po dosc plaskiej, rownej i latwej drodze.
 Wedrowalismy wsrod szczytow, 
mgielek i chmur, 
a widoki zmienialy sie nam z minuty na minute






Tu na chwile mgla zaslonila nam widocznosc,



by pozniej z kolei odslonic inne szczyty i kolejne widoki




Niesamowite uczucie, jakby wedrowac sobie sciezkami w niebie,
ponad chmurami.
Gesia skorka u mnie pojawiala sie dosc czesto, 
i to nie z zimna...






Kolejne kilometry prowadzily lekko w gore, puls zaczal przyspieszac.
Tego dnia nikt sie nie spieszyl, nikt nie poganial, 
kazdy z nas chlonal te piekne widoki pelna piersia.


Ponizej Trzy Szczyty od tylniej czesci, 
musielismy je sporo obejsc,
zejsc w doline, i wspiac sie na inne wzgrorze by w wieczornym swietle 
sfotografowac je w pelnej krasie.





Tre Cime od tylu ☺️





Ola przygladajace sie Trzem Szczytom spowitych mgla





Czy widzicie na zdjeciu u dolu
w oddali, u podnurza gory (ten jasny oswietlony przez slone wapien, sutek erozji)
 widzicie sciezke ktora prowadzi lekko w gore?
Ida tamtedy dwaj urysci.
Sciezka na zdjeciu nie wyglada na stroma,
jednak jej wzniesienie bylo na tyle pochyle, 
ze musialam kilka razy robic sobie przystanki by moc zlapac powietrze w pluca,
zreszta nie tylko ja.







co kilkanascie metrow krajobraz wokol zmienial sie, 
a wszystko dzieki mknacym chmurom, 
ktore to tworzyly wspaniale kompozycje i efekty swietlne




Po godzinnym trekkingu, doszlismy do wzniesienia z ktorego bylo widac nasz cel,
 oznaczalo to dla nas ze polowa drogi byla juz za nami.
Na miejscu przywitaly nas ptaszydla!

Widzieliscie "Ptaki" Hichcocka, 
wrrrr nie lubie ptakow, a wlasciwe to sie ich cholernie boje,
Przejsc obok nich doprowadzalo do palpitacji mojego serca.
Uffff koszmar, 
oczywisci wszyscy inni mieli ze mnie niezly ubaw.
Jakos przeszlam obok nich i przezylam 🥵




Widzicie te czerwona pomocnicza linie na zdjeciu ponizej?
Podzielilismy sie na dwie grupy, jedna poszla dolem, 
a druga w ktorej bylam ja i Wiking poszlismy gora...
Gorna trasa wydawala  sie lagodniejsza i bez duzych roznic poziomow, 
jedynie w koncowym odcinku trzeba bylo sie troche wspinac.

Droga byla przyjemna i bardzo widokowa, oprocz dwoch punktow, 
gdzie zmrozimo mi doslownie krew w zylach.
W dwoch miejscach musiala zejsc jakas lawina, bo drozke nasza
zmiotlo, i trzeba bylo znalesc inna droge by ominac te "dziury".
No nie powiem, z ciezkim plecakim ktory masz wrazenie ze ciagnie cie w dol
nie bylo mi do smiechu.
Nawet mialam moment kiedy chcialam sie wycofac
 i wrocic cala trase, by wybrac sie ta dolna droga, ktora posza druga czesc grupy.
Na szczescie pomoglismy sobie wzajemnie 
i przeszlismy bezpiecznie oba "urwane"odcinki.





A tu kilka fotek z wedrowki ta gorna polka.
Pogoda byla perfekcyja!
Ani za cieplo ani za zimno
przyjemnie sie szlo i podziwialo te majestatyczne gory.



Pamiatkowa fotka: Karol, Janusz i Wiking.
Jak widzicie usmiechniety i odzyl na tej wyprawie.
Nie ma nic lepszego na chorobe jak swieze powietrze 😋



A tak wyglada ta droga juz od drugiej strony, 
po wspieciu sie na ten ostatni stromy odcinek. 


15 minut na krotki oddech przy schronisku,
pamiatkowe zdjecie grupy

Foto: K.Nienartowicz


 jakis posilek by pozniej kontynuowac wspinaczke by moc sfotografowac 
te oto wieczorne widoczki:

Musze tez dodac ze to byl najladniejszy, 
zachod slonca z calej naszej wyprawy w Dolomity.




Z kilku jaskin znajdujacych sie nieco wyzej u podnoza gory,
zrobilismy te oto ujecia.
Wapienie nabraly przecudnego zlocistego koloru od zachodzocego slonca.

Bylo magicznie 🥰




Slonce powolutku zachodzilo za horyzont, 
zaczelo sie zciemniac i ochladzac.
Dla nas oznaczalo to droge powrotna w ciemnosciach,
przy latarkach czolowych.
Godzina byla ok 18.30
Dla bezpieczenstwa droge powrotna wybralismy ta dolna trase.



Ostatni widoki na wierzcholki gor, ktore powolutku zaczela 
spowijac mgla.
Godzinny powrotny trekking w ciemnosciach, 
by dojsc do tego punku gdzie ptaszydla patrolowaly miejsce, 
na szczescie o tej godzinie juz spaly
i nie straszyly 🙃


Po dotarciu do tego punktu, zostalismy na jakies 30-40 min
by sfotografowac Trzy Szczyty w nocnej szacie.

O to kilka z moich zdjec nocnych, z Droga Mleczna w tle.



Mgly przeplywaly ponad naszymi glowami.
Byl tez taki moment, gdzie zakrylo nas na kilka dobrych minut.
Zimno i wilgoc ktora przyszla wraz z mgla byla wyraznie odczuwalna.

 





To byl niesamowity dzien i owocny wieczor.
Moim zdaniej najciekawszy punkt calej wycieczki.

Do samochodu wracalismy bardzo zmeczeni.
Ale dla takich widokow, warto wypluwac pluca, zedrzec stopy
i czuc na dzien nastepny wszystkie bolace miesnie.

Tej nocy chyba nikt nie mial problemow ze spaniem.
Ja pewnie chrapalam ze zmeczenia jak niedzwiedz 🤣
Na szczescie wszyscy byli tak zmeczeni ze nikt nikogo nie slyszal chrapiacego.


Ostatnie zdjecie wieczoru, widok w strone schroniska,
mgla spowijala wszystko do snu.



To tyle na dzis.
Mam nadzieje ze w miare obrazowo
przedstawilam Wam nasz intesywny i owocny w przezycia dzien.

Zycze milego dnia.


❣️
a juz nie dlugo 


CDN...









1 komentarz:

Ludmiła Jabłońska pisze...

Ptaki przez Was napotkane to wieszczki! W Polsce raczej niespotykane. Mieszkańcy gór na południu kontynentu. Sprytne i inteligentne, jak to krukowate! Celowo zlatują, gdzie turyści łażą, bo te człowieki zawsze coś do jedzenia zostawią, chociażby okruszki!
Świetne zdjęcia i ciekawa relacja! Dzięki! Czekam na cd!