Dziś mija dokładnie 2 lata odkąd wsiadłam w samolot
by opuścić Norwegię i zacząć nowy rozdział w życiu, tu w Polsce.
Wtedy, mój świat był totalną rozpierdziuchą,
roztrzaskany na milion kawałków.
Kawałków, których wtedy wiedziałam, że nie odnajdę i nie poskładam!
Nie widziałam światełka w tym mrocznym tunelu.
Nie wiedziałam czy to wszystko da się jakoś posklejać do kupy.
Najgorsze w takich chwilach jest to, że zdrowie się sypie.
Brakowało mi energii i chęci by zawalczyć
o siebie i o swoje jutro...
Miałam tyle zwątpienia w siebie, innych i tyle bólu,
który musiałam przecierpieć w samotności.
Przestało mi zależeć na czymkolwiek.
Żyłam w zobojętnieniu, stwierdziłam,
że co ma być to będzie.
Potrzebowałam czasu, by zostawić to wszystko tu i teraz
i po prostu przeczekać, aż mój mózg i ciało ochłonie.
Dać sobie ten czas, którego naprawdę potrzebowałam.
To była moja żałoba i tylko ja musiałam ją przeżyć.
I tak też zrobiłam.
Nie zmuszałam się, nie waliłam głowa w mur,
starałam się pogodzić z obecnym stanem
(co było cholernie trudne, bo to było takie niesprawiedliwe!)
Żyłam powolutku, z dnia na dzień.
Dałam radę.
Przeczekałam ten paskudny stan,
by odrodzić się na nowo.
To wszystko bardzo zmieniło moją osobowość
oraz dzisiejsze spojrzenie na świat.
Czuję też, że pewne rzeczy w życiu zdarzają się w jakimś
konkretnym celu 😊.
Może tego celu nie widzimy na początku,
ale z biegiem czasu
uważamy, że to co się nam przydarzyło,
ma tez swój pozytywny wpływ na nasze późniejsze życie.
Czuję, że w końcu nadchodzi dla mnie
lepszy czas.
Kochani,
życzę siły i odwagi w tym do czego w swoim życiu zmierzacie.
No i żyć według własnych a nie czyiś zasad.
SERDECZNOŚCI
💙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz