Dzień Doberek Wszystkim,
dziś wrzucę Wam fotorelację z wczorajszego
trekingu w Tatrach słowackich.
Do mojego urlopu zbliżam się dużymi krokami,
w pracy mam wciąż sporo obowiązków
i nie powiem, zaczynam być mocno zmęczona.
Nie za bardzo miałam ochotę a właściwie energie i zapał
na ten sobotni wyjazd, zwłaszcza jak się dowiedziałam,
że przesunięto nam go aż na 2:45!!!
Dzięki Bogu, koleżnka z którą jechałam,
mieszka blisko miejsca odjazdu i zaproponowała mi u niej nocleg,
także dużo porannego stresu związanego z tak wczesnym wstawaniem
i dojechaniem odpadło mi, z czego się ogromnie cieszyłam.
Nie obyło się bez porannych niespodzianek, ja wstałam z bólem głowy
a Ewa zapomniała telefonu.
Biegiem pognała powrotem do domu po niego
a ja natomiast leciałam na miejsce spotkania,
by oznajmić, że koleżanka zaraz dojdzie.
Pogodę mieliśmy świetną, ja bym nawet powiedziała PERFEKCYJNĄ.
Zachmurzenie umiarkowane, wiec słońce nam nie przeszkadzało.
W ten dzień w Polsce zapowiadano upały do 30 stopni,
no i takowe były.
Natomiast w Tatrach w dolinach temperatura była lekko ponad 20 stopni,
a wyżej w górach ok 15-18 stopni i wiał lekki letni wiatr.
Lepszej pogody nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Tym razem wybrałam się bez aparatu. Kupiłam niedawno nowy telefon,
wiec stwierdziłam, że go przetestuje i będę robić nim
zarówno zdjęcia jak i krótkie filmiki.
Szczerze liczyłam na lepsze efekty, ale od biedy ujdzie.
Naszym celem był 25 km trekking na Przełęcz Lodową, trasą przez:
Stary Smokowiec, Hrebienok, Rainerovou Chatou, Zakoveskeho Chata, Terycho Chata,
Razcestie, Sedielko (Lodowa Przełęcz), żabi Staw Jaworowy,
Polana Jaworowa oraz Jaworzyna Tatrzańska.
Głową tętniła mi od bólu nieźle nad ranem,
na szczęście Ewa poratowała mnie tabletką na ból głowy
i potem ból był mniej upierdliwy, natomiast trzymał mnie cały dzień.
Co do samej trasy, to samych przewyższeń tym razem było aż 1657m,
suma zejść 1680m.
Czas przejścia 10 godzin + czas wolny.
Czyli w sumie około 12 godzin.
Trasa długodystansowa, dla osób chodzących po górach.
I miałam porządnego stracha, że nie dam rady tej trasy przejść
ze względu na moją gorszą ostatnio kondycję.
A po ostatnich "sześciu szczytach" miałam obawy, że będę ledwie zipać,
bo trasa na lodową przełęcz była dużo bardziej wymagająca.
Na szczęcie wczoraj, sama siebie mile zaskoczyłam
i mimo bólu głowy dziarsko maszerowałam.
Myślę, że ten ostatnio zapchany nos i przebyte przeziębienie
tak bardzo mnie osłabiło,
że to było głównym powodem, że miałam tak ciężki trekking.
Widzicie te strzałkę?
to nasz cel - Chata Tery'ego, w drodze na Przełęcz Lodową,
około 2 godziny marszu.
Poniżej jeden z kolejnych odpoczynków,
15 minut czasu na nawodnienie i posilenie się.
Godzina jest 09:51.
Ewa uwieczniła mnie na zdjęciu - dzięki 😉
No i maszerujemy dalej, w górę.
Poniżej widać ścieżkę którą przeszliśmy
A tu dotarliśmy wreszcie do Chaty Tery'ego.
Ja przebrałam koszulkę, bo tę czarną można było już wykręcać!
Tam na górze trochę wiało, wiec było to wskazane, by mnie nie zawiało.
Była też przerwa 30 minutowa, na posiłek.
Kupiłyśmy kawę parzuchę, która w takich warunkach smakuje wyśmienicie 😜
Ja oczywiście obleciałam teren dookoła schroniska
i porobiłam trochę zdjęć.
Widoczki tam przepiękne!
Zresztą... zobaczcie sami
Od chaty Tery'ego
na szczyt Lodowa Przełęcz mamy ok 1,5 godziny trekkingu.
Tu już nasza grupa wyruszyła na przód,
ja jak zwykle prawie na samym końcu,
spóźniona, bo nie odpuszczam momentów na fotki 😊
no i pniemy się dalej w górę...
a tam będziemy się wdrapywać.
spójrzcie co mnie czekało,
mała wspinaczką po łańcuchach, na szczęście nasz grupa była
dość zwinna. Przed samym szczytem, też było podejście na łańcuchach,
ale tam wolałam mieć obie ręce wolne, by się dobrze przytrzymać,
na szczęście Ewa strzeliła mi fotkę z tego wejścia.
Nasz szlak w pewnym momencie się rozwidlał,
odbijał w lewą stronę, to był kolejny szlak na słynną "Czerwoną Ławkę".
I powiem wam, że gdyby nie informacja od naszego przewodnika,
nikt z nas (tzn ten kto pierwszy raz o niej usłyszał)
by się nie spodziewał, że tam w oddali ludzie na łańcuchach wspinają się po stromej górze.
Spójrzcie udało mi się nagrać to na telefonie:
To chyba nie na moje siły i możliwości!
Ok, ale idźmy dalej...
Spójrzcie - tu będziemy wchodzić!
Wyglada nieźle co?
Takie zygzaki mnie czekają i na sama myśl jak tam stromo i pod górkę,
łydki i uda bolą od samego patrzenia.
A tu z bliska widać już co mnie czeka 😣
Bez ściemy! takie podejście nas przywitało.
W tyle za nami zaś, cudne widoki.
schodów końca nie widać...
zaraz mi się przypomina Shrek "daleko jeszcze?"
Ano daleko, i wolno!
Ostatnie podejście, łańcuchy...
Ewa weszła przede mną,
wiec mi strzeliła fotkę jak się gramolę ostatnie metry.
No i....
TADAMMMM!!!!! Mamy to!
Wlazłam, zdobyłam Lodową Przełęcz
Słuchajcie a widoczki z tamtąd baśniowe!
Foto: Mobile Tour
Przełęcz zdobyłam o 13:15
Tam sobie zrobiliśmy małą przerwę na odpoczynek i posiłek.
Troszkę nam wiało, nie na daremno nazywa się tą przełęcz Lodową.
Bo wiatr tam hulał dużo zimniejszy niż przez całą naszą wędrówkę.
Lodowa Przełęcz znajduje się w Tatrach Wysokich na wysokości 2376m n.p.m.
i tym samym jest najwyżej położoną tatrzańską przełęczą
dostępną znakowanym szlakiem.
Lodowa Przełęcz to bardzo ciekawe siodło,
położone na głównej grani Tatr pomiędzy Małym Lodowym Szczytem (Siroka veza)
a Lodową Kopą (Mały Lodowy stit).
Zachodnie stoki opadają do Doliny Zadniej Jaworowej (Żadna Javorová dolina),
wschodnie zaś do Dolinki Lodowej (Dolinka pod Sedielkom),
będącej jednym z odgałęzień Doliny Małej Zimnej Wody (Mala Studena dolina).
Ależ byłam z siebie dumna,
że weszłam i przeszłam taki trudny szlak.
Wspólna fotka całej grupy:
Foto: mobile Tour
Tu jeszcze jedna grupowa fota i zaczęliśmy drogę w dół.
Foto: Mobile Tour
Ostatnim naszym etapem, było zejście do doliny.
Suma zejść jak już wspomniałam na samym początku to 1680 m.
Zajęło nam to ponad 3 godziny.
No i jak się domyślacie, to ostatnie godziny
najbardziej było czuć w nogach.
Zmęczenie dawało się we znaki nie tylko mnie 😉
Oto kilka końcowych zdjęć z wędrówki w dół:
Króciutki odpoczynek, by dotarli ostatnie osoby z grupy.
W oddali Lodową Przełęcz pokryły chmury, wiec mieliśmy farta,
że na czas naszego wejścia widoki były wspaniałe.
Teren ze skalistego zamienił się na zielone doliny.
To był znak, że nie długo zakończymy naszą wyprawę.
Wierzbówki pięknie kwitną i ozdabiają krajobrazy.
To wszystko już ode mnie.
Przeszłam mój rekordowy odcinek górski
moja aplikacja pokazała aż 33 km
inni którzy mieli bardziej profesjonalne zegarki z GPS
mówili że to było 27 km.
O godzinie 19:09 kiedy dotarliśmy do celu
okazało się że zrobiłam aż 42.000 kroków
No! powiem Wam nigdy więcej w jednym dniu nie przeszłam.
Ja dziś regeneruje obolałe mięśnie!
Przyznam się, ledwie chodzę.
ALE BYŁO WARTE TEGO TRUDU !!!!
💪💪💪
Jutro będzie ciężki dzień w pracy.
Na szczęście/nieszczęście siedzę w niej,
wiec myślę, że jakoś to przeżyję 😂
Życzę spokojnej Niedzieli.
Mam nadzieje, że kolejny wyjazd już 15 sierpnia dojdzie do skutku
i będę mogła tu znów zamieścić z tego wyjazdu relacje.
S E R D E C Z N O Ś C I 💙
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz