Miłość nie boli. Ból sprawiają ludzie, którzy nie potrafią kochać... Love doesn't hurt. Pain is caused by people who cannot love...

TRANSLATOR

2025-09-17

Sassolungo, kolejka "ołówkowa" i Marmolada w tle / Sassolungo, the "pencil" cable car and Marmolada in the background / Dolomity cz.4

 


Masyw Sassolungo to klasyczne górskie szczyty, 
które wyrastają wprost z zielony łąk, 
tworząc majestatyczne ściany. 
To jedna z najmniejszych grup Dolomitów.
To tam Was dziś zabiorę na fotorelację.





Muszę kiedyś wybrać się w Dolomity na 2 całe tygodnie, 
by na przemian mieć dzień trekkingu 
a potem, na drugi odpoczynek na takich leżaczkach, w słońcu
degustując się cudownymi widoczkami, zajadając croissanta i popijając przepyszną kawę.
Trochę żałowałam, 
że w niektórych miejscach nie mogliśmy pozostać dłużej
by nasycić do bólu oczy i mózg.

💢💢💢

Grupę tym razem podzielono na wchodzącą i wjeżdżająca.
A dziś podjeżdżamy i wchodzimy TAM gdzie pokazuje palcem.
Ja wybrałam wjazd kolejką, bo taką "ołówkową" jeszcze nie jeździłam.
W internecie można spotkać jeszcze inną, mniej ciekawa nazwę kolejki: "trumnowa" 😖


Jeśli chodzi o sama kolejkę, okazuje się,
że to taka jedyna w całej Europie, no więc nie mogłam odpuścić 
takiej okazji.



Mieszczą się w niej tylko 2 osoby, takiej normalnej budowy ciała 
i z dodatkowym małym plecakiem.
Samo wsiadanie do kolejki to ciekawe doświadczenie.
W odstępie ok 2 metrów od siebie, są 2 stanowiska 
do ustawienia się przed wsiadaniem do kolejki.
Najpierw wsiada osoba dalej stojąca, 
a właściwie jest wpychana do kolejki przez obsługę
a następnie wskakuje kolejna osoba, dociskana do tej pierwszej
a następnie zamykają drzwi kolejki od zewnątrz i... 
jedzie się w górę.




Nie mam za dużo zdjęć z kolejki, bo było ciasno i ledwie można było ruszyć ręką
o jakimś obróceniu się w tej kolejce można było zapomnieć.



ale... znalazłam ciekawy film na YT 
(włączcie w ustawieniach HD by mieć ostry obraz)



Kolejka jedzie jakieś 10 minut w górę, 
a wysiadanie z niej, polega na jak najszybszym wytarganie Cię z kabiny 
by kolejna osoba jadąca z Tobą zdążyła tez z niej na czas wyskoczyć.
Uśmiałyśmy się z Ewą nieźle z tego wysiadania.


Na gorze mieliśmy sporo czasu, bo musieliśmy poczekać na grupę wchodzące.
która weszła pod górę nawet szybko, bo w godzinę.
no i musieli potem tez trochę odsapnąć.

Ja w tym czasie pobiegałam z aparatem i zrobiłam trochę fotek z tego miejsca.
Duża tablica mówi o tym, że to teren również wspinaczkowy.
I powiem Wam, że gdyby nie ta informacja na dużej tablicy, nie zauważyłabym wspinaczy.
Dlaczego? Bo ta góra jest dość sporych rozmiarów, 
a wspinacze po prostu się w nią wtapiają.

 


A tu zagadka
Znajdź wspinaczy na zdjęciach u dołu 😊



Ciekawostką dla mnie było to, że miałam inne wyobrażenie drugiej strony tej przełęczy.
Bo, wjeżdzając kolejką przed górą mieliśmy sporą otwartą przestrzeń,
natomiast już na przełęczy okazało się, że druga strona góry to wąski kocioł,
gdzie schodzi się kamienistym, dość luźnych, sypkim i śliskim zejściem do doliny.





Schronisko Toniego Demetza tuż przy kolejce linowej i jego historia:


Był 17 sierpnia 1952 roku, 
kiedy piorun uderzył w schronisko SASSOLUNGO, 
uderzając w dwoje turystów z Mediolanu i ich przewodnika, 
młodego Toniego Demetza, 
pochodzącego z Santa Cristina i mającego zaledwie 20 lat.
Pierwszym, który pobiegł na miejsce wypadku, 
był Giovanni Demetz (zwany Giuani), ojciec Toniego. 
Niestety, było już za późno i Giovanni z bólem przyjął 
śmierć swojego pierworodnego syna.
Mimo żałoby Giuani zdołał zebrać wszystkie siły, 
aby bezpiecznie sprowadzić innych żywych do doliny.
Natychmiast potem wrócił na miejsce wypadku 
wraz z ówczesnym ratownikiem górskim, 
aby odzyskać ciała swojego syna Toniego i drugiego wspinacza.

To tragiczne wydarzenie stworzyło głęboką i nierozerwalną więź, 
niemal tęskny uścisk, między Giuanim Demetzem a Sassolungo,
a ta więź nigdy nie osłabła, z dnia na dzień wzrastała w nim determinacja, 
by zbudować tuż przy FORCELLA DEL SASSOLUNGO,
na wysokości 2685 m, schronisko, które mogłoby zapewnić schronienie wspinaczom.

W grudniu 1952 roku Giuani Demetz został uhonorowany odznaczeniem „Gran Ordine del Cardo” (hołd za największe akcje humanitarne i solidarnościowe w górach).
Z tej okazji wyraził Prezydentowi Republiki Włoskiej swoje życzenie.
Kilka miesięcy później rząd włoski, wyczulony na jego prośbę, 
udzielił mu pozwolenia na budowę małego schroniska na działce 
na szczycie FORCELLA DEL SASSOLUNGO, ku pamięci jego syna.

Jesienią 1953 roku rozpoczął budowę, a inauguracja budowy nastąpiła w 1954 roku.
Było to schronisko dla wspinaczy, dysponujące 6 miejscami noclegowymi. 
Wszystko, czego potrzebowali do prowadzenia schroniska, 
Giuani i jego rodzina nosili na ramionach, wspinając się stromą ścieżką do schroniska.
Dopiero w 1960 roku zbudowano kolejkę linową, 
która znacznie ułatwiła transport zaopatrzenia i sprzętu, 
a także umożliwiła rozbudowę budynku (27 miejsc noclegowych) w celu poprawy jego dostępności.


Obecnym zarządcą i właścicielem jest najmłodszy syn Giovanniego,
 Enrico Demetz, wraz z rodziną.
Co roku 17 sierpnia Enrico spotyka się na FORCELLA DEL SASSOLUNGO
z rodziną i przyjaciółmi na mszy świętej na świeżym powietrzu 
ku pamięci ukochanego ojca Giuaniego, 
brata Toniego i wszystkich alpinistów, którzy stracili życie w górach.

I jeszcze jedna ciekawostka, która zauważyłam na ścianie budynku,
zdjęcia z odśnieżania schroniska z 2013 r
Spójrzcie ileż tam śniegu zalega, i jaką niesamowitą pracę wkładają
zarządcy tego miejsca, by uruchomić te miejsce jak najszybciej po zimie


💢💢💢

No dobrze, to było trochę historii tego miejsca.
Grupa piechurów nam doszła, odpoczęła, 
wiec mogliśmy wyruszyć na drugą stronę przełęczy
w stronę schroniska Vicenza.

Trochę mnie wystraszyły te kamienie. Nie ukrywam, było ślisko,
 obsuwały się co rusz pod stopami,
schodziłam spięta jak struna i skoncentrowana na maxa.









Zejście trwało ponad 40 min, potem mieliśmy krótka 15-20 minutowa przerwę 
w schronisku Rifuggo Vicenza, store widzicie na zdjęciu.


Następnie schodząc ciągle w dół, dojdziemy do miejsca
gdzie będziemy otaczać górę i piąć się zboczem pod górę.






Zasapaliśmy się trochę podchodząc ten dość długi odcinek,
na polanie zrobiliśmy sobie kolejny odpoczynek, by się posilić i nawodnić.
Godzina była 14:38 a do celu było jeszcze sporo kilometrów do przejścia.
Planowany powrót do autobusu był obliczony na 18:00.


Kolejne kilometry były bardzo przyjemne.
Teren się nam otworzył i ukazały się piękne widoczki



Mogłam w fajnym świetle sfotografować Marmoladę (lodowiec)
godz. była 15:50 i zmiana oświetlenia krajobrazu była już zauważalna,
słońce było łagodniejsze, już nie takie ostre.



Mijaliśmy kolejne schronisko, bez zatrzymywania się

Spójrzcie na to światło, 
jak zaczęło pięknie układać się na przechodzonym terenie.




no i drepczemy dalej do kolejnego schroniska
Rifugio Sasso Piatto on Alpe di Siusi 
(Plattkofelhütte)




Chciało by się przysiąść i poczekać na zachód słońca,
ale... nie tym razem 😞


No i docieramy do schroniska Plattkofelhütte.
Znalazłam na YT video właśnie z tego schroniska.
Spójrzcie jakie to są przepiękne widoki i tereny wokół.

video by Jaider Martina (YT)

Tu spędziliśmy dłuższy czas, można było sobie zamówić obiad
i spokojnie odpocząć.


A to mój obiad 😜


Powiem Wam najpyszniejszy Strudel jaki jadłam we Włoszech
no i kawusia!
Kurde co jak co, ale Włosi mają dobrą kawę!

No i po tym obżarstwie kalorycznym,
czas na jego spalanie 😝
Godz. była 16:41 a przed nami jeszcze trochę kilometrów 
do przebycia.
Ale spójrzcie w jakich warunkach.
Tu się bardzo przyjemnie szło i fotografowało





 


A tu już ostatnie kilometry do autokaru



Na horyzoncie masyw Grupy Sella.
Tam też będziemy wchodzić! Ale nie togo dnia…
Będziemy wjeżdżać kolejką tą która widzicie z prawej strony masywu
a trekking będzie prowadzić do schroniska tego po lewej stronie.
Co to za miejsce? o tym już wkrótce w kolejnym poście.



Drepczemy dalej,
 i podziwiamy przepiękne widoki.



Tu już dochodzimy do miejsca wyjazdu,
czyli kolejki "ołówkowej"
Także jak mogliście zobaczyć, wjechaliśmy koljką na przełęcz (ta pierwsza po prawej)
potem piargiem w dół.
Strasznie kamieniste zejście, 
na którym nieźle podrapałam moje skórzane buty trekkingowe.
By później obejść te dwa kolejne szczyty i wrócić do miejsca gdzie była kolejka.

Dla mnie ten dzień był najciekawszym i najbardziej krajobrazowym 
dniem trekkingowym ze wszystkich spędzonych tu dni. 


I mam jeszcze na koniec małą ciekawostkę, o której też nie wiedziałam,
ale ponieważ miałam ze soba obiektyw 300mm
poproszono mnie, by sfotografować Madonnę.

Ręcznie rzeźbiona Madonna autorstwa Flavio Pancheriego, 
mierząca imponujące trzy metry i dziesięć centymetrów wysokości, 
którą rzeźbiarz, wraz z przewodnikami górskimi z Val Gardena, 
osobiście przetransportował do Sassolungo w latach 50' 
XX wieku i zapewnił jej bezpieczne zamocowanie.

I teraz gdzie ona się znajduje? Ciężko wypatrzyć to gołym okiem.
Przyda się lornetka, lub teleobiektyw
Spójrz na zaznaczone miejsce na zdjęciu:



 

A tu udało mi się znaleźć kilka zdjęć w Internecie,
Tak wygląda ta rzeźba Madonny.


źródło: geocaching.com


Kochani to już wszystko na dziś.
Było dużo zdjęć, trochę historii.
Mam nadzieję, że z ciekawością dobrnęliście do końca tego posta.

Życzę Wam spokojnego wieczoru.

a za kilka dni kolejny trekking
do przedstawienia.


S E R D E C Z N O Ś C I.  💙💚💜

Brak komentarzy: