Dzień doberek.
Dziś kontynuacja, trochę spóźnionej relacji z Dolomitów, cz.5
Zabieram Was na trekking na szczyt Pitz Boe 3152m n.p.m.
Pogodę w ten dzień mieliśmy przepiękną.
Dzień zaczęliśmy standardowo,
śniadanko i po śniadanku podjazd autokarem do
dolnej stacji kolejki linowej Pordoi.

Z tamtąd wjazd na wysokość 2950m
i dalej trekking do szczytu Pitz Boe,
który widzicie na zdjęciu u dołu, to ten odległy szczyt w tle.
Teren na tej wysokości,
jak widzicie to czyste skały, brak roślinności.
Pamiętacie zdjęcie z poprzedniego postu?
Podczas poprzedniego trekkingu, mogliśmy widzieć
oba punkty: stację górną kolejki Pordoi
oraz sam szczyt Pitz Boe.
Powiem Wam te odległości na żywo są naprawdę imponujące.
Na górnej stacji kolejki mieliśmy około pół godzinny postój,
czas na toaletę no i w moim przypadku fotki 😏
A tak wygląda okolica z wysokości 2950m
Kurcze, góry a przede wszystkim widok tych przepięknych szczytów wokół,
ma jakąś moc w sobie.
Człowiek tam na górze pokornieje.
Stoisz tam, przyglądasz się tym pięknym widokom
i jesteś wdzięczny za możliwość przeżywania.
Zapominasz o troskach codziennych
i chłoniesz to, co jest Ci dane w danej chwili.
Nie wiem jak inni, ale mój umysł w górach odpoczywa,
oczyszcza się, mimo iż ciało czasem mocno się męczy.
Tam w oddali, jeszcze wyższe szczyty pokryte lodowcami.
Nie wiem czy wiecie ale najwyższy szczyt w Dolomitach to
Punta Penia (Marmolada) wynoszący 3343m n.p.m.
Natomiast najwyższy szczyt we Włoszech to
Mont Blank 4807m n.p.m.
hmmm tak wysoko ciekawość świata,
to mnie chyba nie poniesie 😂
Poniżej Lodowiec Marmolada
No to co? W drogę Panie i Panowie
Pokaże Wam tereny po których odbywał się nasz trekking.
Jeszcze zdjęcie grupowe i idziemy!
Spójrzcie jakie piękne, poszarpane szczyty górskie!
MAGIA 😍
Ta ścieżka przypomina mi moją pierwszą wyprawę fotograficzną
w Dolomity w 2019 r w drodze na Tre Cime.
Też wędrowaliśmy zboczem góry.

Co mi się podoba w Dolomitach,
to to, że miejsca tu dla wszystkich, mimo iż turystów jest naprawdę sporo.
Nie ma tłumów i kolejek jak to w polskich Tatrach ostatnimi laty bywa.
Czuć przestrzeń, OGROMNĄ przestrzeń!
i... wolność.
i ta BŁOGA CISZA!
Nie wiem czy to z wiekiem przychodzi, że człowiek
zaczyna szukać spokoju?
Czy może moje życie na skandynawskich wsiach przez 16 lat,
spowodowało, że nie odnajduję się już w zgiełku miast?
Może jedno i drugie....
U dołu na zdjęciu widzimy tę górną kolejkę linową Pordoi
widać pięknie jaką drogę już przeszliśmy,
ale najcięższe podejście, spore przewyższenie jeszcze przed nami
Tam wchodzimy!
Chwilowy odpoczynek, by złapać oddech,
ważna sprawa na tej wysokości, by się nawadniać.
Spojrzenie w tył,
wciąż widać stacje kolejki.
No i wchodzimy dalej
A tu już widać nasz cel schronisko Pitz Boe.
TADAMMMMM
MAMY TO!
3152 m n.p.m.
Jak dotąd, najwyższe góry, na które wlazłam 😏.
Stąd jest fajny widok na Marmoladę
Widzieliśmy też gości na lotniach, krążących nam nad głowami.
Musieliśmy też troszkę odpocząć,
nacieszyć oko widoczkami,
cos zjeść i się napić.
Trochę panoramy wokół:
hmmm, może w końcu odnalazłam swoje zagubione serce 😉
Tu jakiś "budda" w górach kontemplował swoje życie.
Spotkaliśmy go w drodze przy zejścu z Pitz Boe.
No i czas zejścia do kolejnego schroniska.
Jest godzina 12:35
Zejście kamieniste, trzeba było uważać,
bo kamienie się osuwały spod nóg.
Po 20 minutowym zejsciu,
spojrzenie w tył,
gdzie widać Pitz Boe (zdjęcie u dołu).
Spójrzcie jaka złudna może być perspektywa w górach.
Pitz Boe jest wyższe aniżeli góra którą widzimy na zdjęciu.
zaraz mi się przypomina powiedzenie
"daleko jeszcze?" 😉
ano daleko daleko, mimo iż wygląda blisko i nisko.
Do schroniska Rifugio Boe dochodzimy o godz.13:30
Tam robimy sobie dłuższą przerwę
na obiad.
Słynna fotka z tego miejsc to obowiązkowe "must have" 😉
i drepczemy do kolejnego schroniska,
które odwiedzimy za 45 minut.
Tomku, dziękuję za fotkę 😉
Dochodzimy do schroniska Rifugio Forcella Pordoi,
a w nim krótki przystanek na siusiu,
bo przed nami dość trudny odcinek piargowy
żelbem w dół.
Jeśli zaś spojrzymy w tył, widać skąd przyszliśmy,
widzicie ten budynek na szczycie góry? 😉
A tędy natomiast będziemy schodzić.


Przepiękna gra światła na dolinę😍
Samego zejścia nie fotografowałam,
bo mocno skupiałam się na tym gdzie stawiam stopy.
Godzina była 16:43.
Nie pamietam jak długo trwało zejście, ale było długie.
Myślę, że w autokarze byliśmy ok godz.18:00.
A tu to samo zejście,
które możecie zobaczyć ale z innej perspektywy.
Fotka zrobiona jak wjeżdżaliśmy kolejką z innej miejscowości.
Niezłe zejście, co???
No powiem Wam,
nogi, kolana i biodra bolały po tym zejściu.
A ślizgałam się po tych kamieniach jak po śniegu!
Buty porządnie zdrapane, przez te ostre kamienie.
Ale... przeżycia MOJE,
no i warte tego trudu.
Przyjemnie było wsiąść do autokaru
i udać się w drogę powrotną
prosto na kolację.
💋
Kochani, na dziś to już wszystko.
Ostatni, szósty dzień pobytu jeszcze w przygotowaniu.
Trochę ciężki okres mam teraz w pracy,
bo wróciłam z urlopu prosto na KONTROLĘ,
no i jest teraz bardzo stresująco.
Same wyzwania dla mnie w tej nowej pracy, ufff.
Trzeba stawić czoła temu.
Nie ukrywam, że przychodzę do domu wypompowana
i nie mam ochoty na spędzaniu kolejnych godzin przy komputerze
nawet jeśli to dotyczy fotografii.
Życzę Wam przyjemnej niedzieli
oraz spokojnego tygodnia pracy
SERDECZNOŚCI 💛💛💛
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz