Miłość nie boli. Ból sprawiają ludzie, którzy nie potrafią kochać... Love doesn't hurt. Pain is caused by people who cannot love...

TRANSLATOR

2025-10-11

Val di Fassa i schronisko Rifugio Vajolet. Dolomity cz.6

 


Witam, witam 
i o zdrowie pytam.
Jesień mnie dopadła, nos zapchany,
jeszcze dwa dni temu ledwie żyłam.
Byłam paskudnie osłabiona, poty raz zimne raz ciepłe.
Na szczęście okazało się, że to (tylko, a w moim przypadku AŻ) zatoki.
Płukanie nosa przynosi pozytywne efekty, choć nos w ciąż zatkany.
Przez pierwsze dni myślałam, że głowa mi eksploduje.
Ale... najgorsze minęło i już czuję się lepiej.
Najlepsze lekarstwo na taką niedyspozycje jest
skok do łóżka i porządny wypoczynek.
I wiecie co? można wyleczyć się totalnie bez chemii!
Ludzie zapomnieli o dobroczynnych naturalnych metodach,
które może nie są tak spektakularnie szybkie jak
zastosowanie chemii, ale też mają moc 
i nie wyjaławiają tak organizmu jak leki.
Jestem za tym, by dać szansę organizmowi, by sam sobie poradził
z walką z bateriami i wirusami. 
Myślę, że stres i dużo pracy przez ostatnie miesiące
też pomogło w tym, że mi tak przywaliło.

Ale już jest lepiej
i dziś jestem tu po to, by dokończyć moje relacje z urlopu
z Włoch.

Liczę na to, że 
ktoś mnie czyta a jak nie czyta to może 
ogląda zdjęcia. 



Gdzie Was dziś zabiorę?
 odwiedzimy dziś Vigo di Fassa, miejscowość 
położoną w dolinie Fassa, w regionie Trentino, 


Na ten dzień zapowiadano opady, a nasi przewodnicy zastanawiali się,
 czy zdążymy zrobić pętlę i obejść zaplanowane miejsca.
Do Viago di fassa wybraliśmy się najpierw pieszo z hotelu, 
do kolejki linowej, by wjechać nią na wysokość 1997m n.p.m..
a z tamtąd rozpocząć pieszą wędrówkę do schroniska 
położonego na 2244 m n.p.m.




Podzieliliśmy się na 2 grupy, jedna która miała przejść dłuższy odcinek, 
i wybrać się w górę i zboczem dojść do schroniska Vajolet.
Zaś druga opcja była, wybrać się krótszą i łatwiejszą drogą, bardziej zieloną,
również do tego samego schroniska.

Ponieważ nie lubię trekkingów w deszczu,
wybrałam krótsza opcję.
Sami zobaczcie jakie chmury kłębiły się nad szczytami tego dnia.



Niebo było stalowo-szare.
Na szczęście od czasu do czasu 
słońce przepięknie nam oświetlało szczyty.


Szczerze mówiąc uwielbiam taki klimat w fotografii,
 dodaje niebu dramaturgii a samemu zdjęciu dynamiki.



Ale jak to w górach bywa, pogoda szybko się zmienia
i mieliśmy nawet momenty, gdzie było widać błękit nieba.


Po nie całej godzince doszłam do pierwszego schroniska Rifugio Gardeccia 
Tam sobie posiedziałam dłuższą chwilkę, przy kawie.
W końcu bez pośpiechu mogłam 
napatrzeć się na te przecudne szczyty wokół.
Przyglądałam się chmurom, które przetaczały się nad szczytami.




Siedząc tak, odpoczywając, sącząc pyszna kawę 
zrobiłam tez trochę zdjęć okalających szczytów.
Bardzo się cieszyłam, że wybrałam "leniwą" opcję,
bo miałam w ten dzień więcej czasu na obserwacje przyrody,
a nie tylko pilnowania tempa i patrzenia pod nogi, by gdzieś nie wyrżnąć 😊
A robiąc po drodze zjęcia, zawsze miałam tyły!
Nie tym razem 👍



Zazdroszczę Włochom, takich cudnych szlaków
wsród przyrody, nie zatłoczonych, cichych...
Aż chce się tam spacerować



Podchodząc wyżej, wciąż kłębiły się ciężkie chmury,
temperatura za to była idealna,
okolo 20 stopni, 
a szlak w górę osłonięty od większych wiatrów.
Szło się naprawdę przyjemnie.



Spójżcie! 
Rowerzyści, wszakże na elektrykach, ale fajnie było widzieć 
srebrnowłosych facetów, którzy cisną pod te góry.
Nie trzeba być nastolatkiem z mocnymi nogami, by wjechać na górę.
Fajnie, że mamy dziś takie możliwości.



Nie zdążyłam, sfotografować policjantów, 
którzy najpierw wjeżdżali na rowerach pod górę,
a potem w drodze powrotnej też ich spotkałam, jak już zjeżdżali.
I powiem Wam, polscy policjanci (niektórzy) powinni brać z nich przykład.
Szczupli, wysportowani, z kondycją... sportowe ciemne ubrania,
tylko napis POLIZIA zdradzał, że to policjanci. 
no i... cholernie przystojni 😜

U dołu na zdjęciu widzicie ścianę, którą wybrała się ta druga grupa.
Ewa była z nimi, i potem mi opowiadała, że szlak nie był łatwy, dużo obsuwów
i sypiących się kamieni.
Trzeba było ważąc, by nie ujechać.


a tędy schodzili.


Ja natomiast powolutku zbliżałam się do schroniska Vajolet.


Tu zaplanowałam sobie godzinną przerwę.


Spójrzcie jakie nieziemskie widoczki z oka miałam.
I wiecie co?
Siedziałam tam tak sama, bo inni turyści siedzieli na zewnątrz,
i byłam wdzięczna, za to, że mogę oglądać TAKIE widoki.
Zamówiłam sobie cappuccino i ciasto orzechowe,
które smakowało jak niebo w gębie 😄
I... oddałam się chwili.

Popijałam kawę, zajadając się ciachem 
zawieszając się na długo w tym widoku z okna.


Po jakim czasie, do schroniska dobiła grupa emerytów,
którzy zapytali po angielsku, czy się mogą do mnie dosiąść.
Średnia wieku w tej grupie na moje oko, grubo po 60-tce!
Zgadnijcie z jakiego kraju byli? 😜

Rozmawiali, po szwedzku i norwesku.

A jak się odezwałam po norwesku i spytałam skąd przyjechali 
zdziwienie ich było ogromne.
Ale zaraz po tym, rozwinęła się sympatyczna rozmowa
miedzy nami.
Okazało się, że to grupa emerytów, entuzjastów górskich wypraw
ze Szwecji, a kilka osób z Norwegii to ich znajomi,
którzy z nimi się wybrali, by dreptać razem po górach.
Chwalili się tez, że byli w Gdańsku i Krakowie
i że Polska to przepiękny kraj,
dobre jedzenie i mocne piwo 😂

Podpytywali mnie gdzie mieszkam i skąd znam język.
A jak się dowiedzieli, że mieszkałam zarówno w Szwecji i w Norwegii
zapłonęli przyjaźnią od razu 😂😂😂😂
A potem pytali:  a gdzie Ci się podobało bardziej?
Typowe przekomarzanie się Szwedów i Norwegów.

Ta godzinka w schronisku tak szybko zleciała,
że sama nie wiem kiedy.
Czas mi było w drogę powrotną.


💢💢💢

Schodząc w dól mijam tablice


upamiętniającą dr. Vinicio Dalla Vecchia i ks. Bartolomeo Dal Bianco, 
którzy zginęli tu 17 sierpnia 1954 roku. 
Ich historia łączy miłość do gór z głęboką wiarą 
a słowa z tablicy przypominają, 
że „żadne szczyty nie napełniają serca tak, jak szczyty Boga”.


To wzruszające słowa, które przypominają, 
że wędrówka po górach to nie tylko fizyczne wyzwanie, ale także podróż wewnętrzna.

Coś w tym jest!!!

Warto dodać, że we wrześniu 1997 roku diecezja w Padwie 
rozpoczęła proces kanonizacyjny dr. Vinicio Dalla Vecchia, 
co nadało tej historii jeszcze głębszy wymiar duchowy. 
Dziś miejsce to jest nie tylko punktem pamięci, 
ale też świadectwem wiary i odwagi ludzi, 
którzy w Dolomitach szukali zarówno piękna przyrody, jak i obecności Boga.



💢💢💢

Mijamy urocze domki


Trochę detali przykuwających mój wzrok,
prostota i natura 😉


No i kłębiące się wciąż chmury,
deszczu wciąż nie ma


Dla odmiany trochę błękitnego nieba


Powrót do górnej stacji kolejki,
a tam kolejna godzina do spędzenia, 
bo czekaliśmy aż druga grupa dojdzie do nas.
Zdążyło nas trochę zrosić, ale szybko przeszło.

Wyłożyłam się na leżaku z takim widokiem
a słońce znów mi pięknie oświetliło szczyty :)


Ja czekałam na Ewę,
bo w planach miałyśmy jeszcze przejście po sklepach
w drodze powrotnej.
Kupiłyśmy sobie fajne bransoletki na pamiątkę,
zjadłyśmy przepyszne lody
a w drodze do hotelu złapała nas potworna ulewa.
Potem waliło piorunami i lało się z nieba niemiłosiernie.


W sumie to mieliśmy fuksa z tą pogodą,
 bo grzecznie poczekała na nas z opadami 😉

Wróciliśmy do hotelu dość wcześnie,
ale trzeba było się pakować, bo to był ostatni nasz dzień.
Trochę było żal wyjeżdżać z tej baśniowej krainy.

Wyskoczyliśmy jeszcze w tym deszczu na ostatnie zakupy, 
do spożywczego, dobrze zaopatrzonego sklepu
nieopodal hotelu.
Bez oliwy z Włoch się nie wraca 😉
parmezan tez znalazł miejsce.


Kochani na dziś, to wszystko.
Mam jeszcze pare zdjęć z telefonu
z drogi powrotnej, 
gdzie spędziliśmy kilka godzin w miasteczku Bolzano.

Zobaczę, czy coś z tych zdjęć nadaje się na kolejnego posta.


Tymczasem, życzę Wam
spokojnego weekendu


SERDECZNOŚCI 💜💜💜















1 komentarz:

OdnowionaJa pisze...

Przepiękne zdjęcia, zachwycające widoki. Cieszę się, że z zatokami już lepiej, też mam z nimi problem...od zawsze. Miłego weekendu, zdrówka 🫶💖