Jesień zrobiła się trochę psotna.
Raz słońce, raz deszcz a raz ciężkie chmury i wietrzysko.
Dziś wiało i było szaro, ale wiało bardzo przyjemnym ciepłym wiatrem.
Taki wiatr to ja lubię, 😊
dodaje mi energii i siły,
pozwala głęboko oddychać, muska twarz
i szepcze do ucha: dasz radę! Biegnij dalej...
Przede mną ostatni zakręt, mam taką nadzieję...
i liczę, że w nowy rok wejdę już na prostą drogę!
Jutro odbieram ostanie (wierzę w to!) wyniki laboratoryjne,
które mam nadzieję będą B.DOBRE.
Wiecie?
przez ten ostatni rok nauczyłam się nie oczekiwać za wiele,
zarówno od siebie jak i od innych,
przyjmować to, co daje los i nie zamartwiać się rzeczami, na które nie mam wpływu,
nie planować, bo wiem jak szybko może runąć cały mój świat,
który budowałam, dbałam i który polubiłam, nawet jeśli nie do końca był idealny.
Zwolniłam tak bardzo, bo wierzyłam, że to pozwoli mi się zregenerować
zwłaszcza od tej strony psychicznej.
Tylko nie miałam pojęcia, że tym razem zabierze mi to tak dużo czasu!
Już wspomniałam kiedyś w innym poście, że zaczęłam biegać.
No może bieganiem, jeszcze by tego nie nazwała,
ale lekki jogging już owszem poczyniam.
Pamiętam jak w czerwcu tego roku, przyszła przepiękną pogoda,
czułam się wtedy w miarę dobrze,
i naszła mnie chęć, by spróbować biegania.
18 kg mniej znacznie te sprawę miało mi ułatwić...
Ale... pamiętam jakiego doznałam potwornego rozczarowania,
bo kazało się, że ta moja kondycja fizyczna jest totalnie do bani.
Po zaledwie 3-4 minutach biegu,
dostawałam kolki, zadyszki takiej, że nie potrafiłam złapać tchu.
a cała twarz była czerwona jak u Indianina,
Umysł chciał, a ciało nie mogło.
Zaczęłam więc chodzić na spacery.
Prawie cały czerwiec chodziłam
dzień w dzień na długie i szybkie spacery,
by przejść minimum 10.000 kroków.
Pierwszy trucht w lipcu na 6,5km z wieloma odpoczynkami
zaliczyłam w 1 godzinę 😱.
Nie ma się czym chwalić, ale dla mnie był to
duży sukces i jakaś iskierka, że jednak da się chyba z tym powalczyć.
Minęły 3 miesiące i trzy dni temu zaskoczyłam sama siebie,
bo przebiegłam aż 12 km, bez ani jednego przystanku na odpoczynek.
I powiem wam, truchtam sobie bardzo nieregularnie,
Raz na tydzień, czasem rzadziej.
Dziś natomiast potruchtałam jeszcze szybciej niż ostatnio.
💪💪💪
Medal też jest 💪
I wiecie co jest w tym najlepsze?
Że widzę postępy i lepsze wyniki, ale nie wyniki mnie tu interesują,
bo nie dlatego zaczęłam biegać,
to moja kondycja, wracam do formy💪 😊
Dziś biegam dla przyjemności.
Nauczyłam się oddychać i już się tak potwornie nie męczę.
Zakupiłam też lepsze buty do biegania po asfalcie.
Mam nadzieję te kondycję utrzymać, a nawet poprawić.
Tylko jeszcze nie wiem jak ten sport ugryźć zimą.
Co mi daje to bieganie, oprócz dzikiej satysfakcji w pokonywaniu
swoich kolejnych barier?
Czystą głowę!!!
To niesamowite, jak psychicznie mimo dużego wysiłku fizycznego,
moja głowa odpoczywa.
Biegając i słuchając muzyki nie myślę o niczym...
tzn tak myślę, że nie myślę...
Staram się skupić na czymś pozytywnym.
To może być zapach jesieni,
ten ciepły wiatr muskający twarz,
kolorowe liście na ścieżce, którą biegam,
fajna muza, która wywołuje jakieś
miłe i przyjemne wspomnienia.
Nawet się nad tym głęboko nie zastanawiałam.
Przybiegam do domu, zmęczona, ale szczęśliwa.
Czytałam kiedyś, że podczas biegu uwalniają się endorfiny.
Dziś to wiem, przetestowane na własnej skórze 😍
Także, jeśli nigdy nie biegałeś,
i tak jak ja kiedyś, uważasz że to nie dla ciebie...
to mogę ci szepnąć na ucho,
że możesz się cholernie mylić.
No i oczywiście nie dowiesz się tego, dopóki sam nie spróbujesz.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak ważny jest ruch na świeżym powietrzu,
i wysiłek fizyczny w stanach depresji i załamania nerwowego.
I na koniec cytat Louisa Armstronga:
"UCZYŃ Z KAŻDEJ PRZESZKODY SWOJĄ SZANSĘ".
D O B R A N O C 🌙